KAPLICZKA
Kapliczko moja, pogardą nie chłostaj ,
Nie uderzaj śmiechem,
nie łudz rozgrzeszeniem,
Tu na mnie czekaj,
tu, przy mnie zostań,
czasem zawołaj imieniem.
Pędzę po górach, po dolinach,
na jedną chwilę gdzieś się zatrzymam,
ktoś mi podrzuci pocałunek,
ktoś dobre słowo, jak mocny trunek.
Czasem godzina w zieloności
oddzwoni
minuta,
po minucie,
co było, nie było,
co będzie, nie będzie
i sny zamartwiałe obudzi.
W półsennym drzemaniu,
w minucie ciszy,
znów głos usłyszę
z łanów chabrami skąpanych.
Z nadzieją się spotkam,
w gęstwinie zieleni,
z rozpaczą pogwarzę
i gnam,
do zdarzeń
zbłąkanych rozstajem,
wśród jarów, parowów,
wśród ziół i cierni,
przeszłości cieniem.
Gdzieś mnie nosi,
Gdzieś mnie rwie,
Płacz goni, płacz ściga,
sama nie wiem gdzie.
Z worem na plecach zgarbiałym,
od pieszczot nieznanych,
od ust gorejących,
od łez, pocałunków,
od uczuć marznących,
na rękach ci niosę
potok,
co szumem nieznanym,
rozbudził kochanie.
W nagłym rozbudzeniu,
nie chcę w zapomnieniu,
macierzanką zakwitać i o drogę wciąż pytać.
Chce wzbić się do słońca promieniem kwitnącym,
w zrenicach odbijać zaklętość zachwytu,
nagłym lękiem szczęście chwytać,
nic nie wiedzieć, nic nie pytać
i nie podglądać zza wielkiego płota,
cudzego szczęścia.
Ja.
Ludzka tęsknota.
mww
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz