KAPLICZKA
Kapliczko bieńczycka.
Jak pogański Świętowit,
przed Chrystusa narodzeniem,
ogarniasz cztery strony matczynym spojrzeniem.
Wzięłaś pod opiekę
pola i lasy,
łąki, przysioły,
drogi i wody,
wioski, kościoły
a w niesprawiedliwości,
w zapomnieniu,
mnie nie wołasz imieniem.
Czemu w swym niepokalaniu,
każesz padać i w zaraniu,
wieczystym płomieniem wiosennych błękitów,
czerwienią złocistą jesiennych zachwytów,
znów mnie podnosisz na kolana,
pełzając wstaję w rozbitej szacie
i padam od nowa,
jak sługa przed panem.
Nie gniewaj się Pani Błękitna,
że językiem bluznierczym
otwieram swe serce.
Ale, Ty jedna wiesz,
Boleściwa,
jak krzywdzi niewiara i ludzki sąd.
Ale Ty jedna wiesz,
Litościwa,
gdzie i dlaczego człowieczy błąd.
Jakimi drogami iść należy,
by nie wpaść w przeznaczeń labirynty,
jakimi siłami życie mierzyć,
by nie zaplątać się w skutkach przyczyny.
Zabieraniem tęsknoty,
uspakajaniem niepokoju,
zabierz, co nie moje.
Pozwól odejść zapomnieniem.
Wyrwij duszę z serca niewoli.
Bo to boli.
Matko.
Bardzo boli.
mww
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz