BOULDER
Matko Kapliczkowa.
siedzę przed kamieniem,
bo tutaj nie wiedzą o Twoim istnieniu
Nikt tutaj, na rozstajach kapliczek nie stawia,
może tu się inaczej z Panem Bogiem rozmawia?
W osikowym rozkołysaniu
w spóznionych słowach,
myślą zaniedbaną o snach kolorowych,
można sięgnąć po gwiazdy
nie czując pokory,
można wyśpiewywać zaklęte wieczory,
w potarganych pajęczynach
myśleć o nieznanych chwilach,
niestałymi zaklęciami
obdarować świat caly.
Orła uderzeniem rozłupywać kamienie.
W końskiej grzywie
zakletymi szeptami,
nie zgadując wcale,
iść za glosem,
jak po rosie,
co się w oddali odzywa.
Orlim lotem szczęście chwytać.
Krzycząc,
milczeniem
o nic nie pytać
Co jest dobrem,
a co złem?
Co w nas drzemało,
a co nie?
Dzisiaj, w tym ogrodzie,
między Niebem a Ziemią,
ślę do Ciebie jedno westchnienie,
w podzięce za góry, za chmury, za burze,
za łzy jak deszcze i co tam jeszcze,
że nie spłoszyłaś ciszy,
że dałaś usłyszeć
nierozwiniętych pąków śmiechy
i smugą, jak strugą,
jak dżetem świetlistym,
rozwierasz bramy do jasność czystej .
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz