Kapliczko,
przyszłam na twoje rozstaje.
W dumie urażonej z tobą pozostanę.
Będę twoim wiernym,
bez skrzydeł aniołem.
W tęczowych ogniwach roztapianiem,
w spadaniu,
wywróżę.
drogę podróżnym,
co wielkim miłości zapragnieniem,
w cuda zawierzą
i własnym cieniem,
przykryją prawdę.
W zatartych marzeniach nie było wspomnienia,
nadzieja w pieszczocie zawisła w półlocie
wyciąganiem rąk połamała skrzydła,
w niespokojnym żądaniu,
grzesznym odchodzeniem,
głóg jak smutek, co mnie truł
złożył kolce, zamknął ból.
Spłoszeni w swej samotni
zostaniemy razem,
ja wrzosem wyrosnę,
ty swoim obrazem.
Zanim przemienieniem
serce me otworzę,
pozwól moja kapliczko,
że podziękowaniem,
zdejmę moje skrzydła
losem darowane.
I jak światło, zbłąkanym,
na rozstajach rozłożę
dywanem.
mww
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz