DRZWI
fot. Witold Krawczyk
Północ wybiła.
Bluszcz w ukojeniu drzemie,
drzewa śnią o wieczności,
w Krzesławicach,
w taką noc,
w odnawianiu nocnych schadzek,
drzwi skrzypieniem grają mazura,
ogniem młodości chata wita,
do trzeciego głosu kura.
Stare, dębowe drzwi,
osaczone mocą bel,
wypłukane, wywietrzałe,
wpuszczają dostojne
o potędze sny.
Dumne sny,
postarzałe.
Nic w zaginieniu nie pozostaje,
snują się cienie urodzajem.
W potarganych niciach marzeń,
tyle lęku, tyle zdarzeń.
W usidlonej sieci pajęczej,
nic nie zdarzy się już wiecej.
Idą kosy,
słychać głosy,
białe ściany,
drzwi drewniane,
portal ze snów,
portal z łez
i twarze z Matejkowskich obrazów.
Zasiadaniem w strojnych szatach,
w koralowym zaplątaniu
idą panny,
jak posągi,
dumne,
zimne dziwolągi.
Mazur milknie, marsz się skrada.
W chacie sejmem zapachniało.
Ktoś łzy leje, zmienia twarze,
ktoś palcem wskazuje,
na tego, co knuje,
ktoś w oczy nie patrzy
ktoś krzyczy w rozpaczy,
panowie
to hańba,
to zdrada.
Kur zapiał.
Wychodzą Rejtana zdeptaniem.
Bez szabel,
bez kos,
bez żalu,
bez strachu.
Historii łachy.
Za nimi damule, w perukach podartych,
bez twarzy,
bez marzeń,
bez czucia,
bez zdarzeń.
Kur zapiał.
Drzwi uchyleniem
na wstręt i rozpacz rzuciły kamienie,
co łzami rozlane,
śpiewają,
jak chóry,
w wiecznej żałobie,
jak matki synów,
przy świeżym grobie.
Kur zapiał.
Rozsypały się srebrniki,
nikt już nie wie, kto i przy kim.
Kto pozbiera grosz rozsypany,
kto ma odwagę być drugim Rejtanem.
mww
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz