WANDA
Zjawą jesteś, czy wymyśleniem,
legendą, czy prawdą z pogańskim imieniem.
A może ty jesteś nieśmiertelnością,
miłością na polach w pszenicznym łanie?
Pod orłem, w Mogile,
przysnęłaś na chwilę,
czekając na każde, wawelskie wezwanie.
Jeszcze Wisła, utopieniem,
wianki zbiera w Świętojańską Noc,
jeszcze paproć rozkwitaniem,
w krąg rozsiewa kupałową moc.
A ty czekasz.
W niestartych pocałunkach, z zastygłą kroplą łzy,
ofiarowałaś noc szczęśliwą
polskiej Persefonie, zamienionej w Żywię.
Nikt nie zna twego pochodzenia,
córką Kraka byłaś, czy kochanką?
Edypowym wyzwoleniem, miecz objęłaś jak ramieniem.
W modrzewiowym kościółku, na Krakowa przysiółku,
sufitowej Matce Boskiej przynosisz swoje troski,
modlitewnym łkaniem,
prosząc o zmiłowanie.
A Chrystusowi w cierniowej koronie,
oddałaś Polskę pod obronę.
I przez całe tysiąclecia,
w burz zawiejach i zamieciach,
nigdy nie padło jedno pytanie.
Jakie jest życie bez miłowania?
Czy nigdy w zazdrości, zapłonionym licem,
nie myślałaś o szczęściu innym niż dziewicze?
W czarodzieskim wieńcu na glowie,
godząc wodę i ogień w tajemnicę czarów,
zapominając o bogów najpiękniejszym z darów,
w żalu uśpionym, uczuciu spalonym
skoczyłaś.
Czekaly na twe przyjście,
wzburzone fale Wisły
i rusałkowym litowaniem,
wyrzuciły na przystanię.
Lud, w pogańskim nabożeństwie, kurhan ci usypał,
a kaczeńce, na twe ręce złożyły pokrzywy,
żeby nikt cię już nie widział w tym zwierciadle krzywym.
W spokoju, pod matejkowym krzyżem,
nie zagojone rany liżesz.
Nieświadoma czarowania,
zawsze z nami pozostaniesz,
w Świętojańską Noc kochania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz