środa, 14 maja 2014



Śmierć, zdziwiona przeznaczeniem,
zostawi
ła w samotności ludzkie życie,
co mi
łością okryć chciało świat.
W szarym p
łaszczu, ulicami, przemykało się nocami
i pod
ścianą, w zapłakaniu starych murów, jak w czekaniu,
szlifowa
ło swój los.
W biciu m
łota o kamienie wykuwało swe istnienie.
A swastyki obcym s
łowem, szakale na żer gotowe,
czeka
ły na jeden dłuta zgrzyt,
aby zako
ńczyć ludzki byt.
Życie trwało. Jedną iskrą.
W szumie nart na górskim szczycie,
otulone szarotkami,
rozmodlone Dunajcami,
w halnym wietrze polskich gór,
sercem m
łodym jak pożarem,
wichru szumem, jezior gwarem,
naniza
ło swoje dni
na róża
ńca biały sznur.
Obejmuj
ąc tron Piotrowy nie podniosło w górę głowy.
Pól pszenicznych ut
ęsknieniem,
nios
ło wiarę w zniewolenie.
krusz
ąc mur, co w nienawiści
nie wypu
ścił nawet liścia,
Strudzonymi ramionami, jak
żurawiem na przystani,
opasa
ło ziemi trwogę jedną wiarą, jednym Bogiem.

Tylko w oczach zrytych łzami,
pozosta
ło wciąż to samo.
Życie.
W swojej samotno
ści,
bólem zbite jak mi
łością,
pochyleniem g
łowy
wzi
ęło wieniec laurowy.
Łzami w falach oceanu,
ze s
łowiańskim zaszlochaniem
dumne, harde w swej polsko
ści,
za
śpiewało hymn świętości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz