niedziela, 11 maja 2014
Nie okryjesz lęku wielkim płaszczem zielonym,
co w rozwiewnej nadziei ból ukoi w cierpieniu.
Nie rozmyjesz go łzami,
szlochem,
śpiewem,
załkaniem.
W tej odwiecznej walce jesteś sam.
Lęk, jak łuna czerwona,
pali ogniem ramiona,
cichą barwą przerażenia
myśli plącze, wiarę zmienia
i w rozedrganym przemilczeniu
szarpie duszę, co w kamieniu,
w zatrwożonej niepewności
chce zapomnieć o miłości.
Nagle struna gdzieś pękła,
coś zawyło, wróciło.
Bez litości , zmiłowania,
w zadrętwieniu się odsłaniasz.
I już wiesz,
że odwaga
poderwała ramiona.
Skaczesz.
I w tym skoku morderczym
słyszysz huk własnego serca.
Czujesz, jak kamień roztrzaskany,
szczęściem prawdy rozpryskany
gwiazdy ci kładzie u stóp.
Narodzony z nicości,
wyzwolony z małości
stajesz wielki w zwycięstwie.
Bo samotny, w szaleństwie
pokonałeś swoj lęk
mww
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz