Autorem obrazu jest Witold Krawczyk z Krakowa
Nie mogłem inaczej.
W rozszalałej wichurze,
gdy niebo czernią zakryło swą twarz,
ktoś musiał duszę rozciągnąć na murze,
w śmiertelnej walce zaciągnąć straż.
A żagle moje, jak skrzydła motyla,
nie wytrzymały ciężaru fal.
Tyle przede mną było i tyle
zostało za mną.
Trochę żal.
W napiętych wantach tyle marzeń,
w magicznych dziobach tyle zdarzeń,
a dziewcząt śmiech od brzegu śpiewnie
w obiecywaniu i czekaniu
liny napinał na trapezie.
Wiatr myśli chłodził w morskiej bryzie.
Nagle, jak z piekieł ogniem buchnęło.
Spokojne morze grzywą się spięło,
sprężone żagle
wygięły reje,
maszty w pokłonie zagubionym
w tańcu szalonym ,
bez nadziei
ruszyły w walkę, jak anioł z diabłem.
I białe płótna wrześniowej nocy
spojrzały w Lucyferowe oczy.
W jazgocie maszyn, szkunera trzasku,
płonęły maszty w porannym brzasku.
W ostatni, szaleńczy szturm bitewny,
szliśmy jak ogień w marszu gniewnym
i dusze młode oddając z trwogą,
po maszcie, do Nieba szła nasza załoga.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz