piątek, 18 kwietnia 2014


                         
 
 
 
 

A może Pan Bóg cię pokarał
dając ludzką twarz?
Mo
że za dużo chciałeś na raz,
w
ładzę i miłość na straż?
Mo
że zbyt dumnym byłeś koniem
i miast po prerii, dzikich b
łoniach
w chrapy wiatr chwyta
ć i w zachwycie
cieszy
ć się uwolnionym życiem,
gna
łeś na przełaj, po ludzkości,
gdzie dziadów le
żą święte kości.
I, jak kochanek pe
łnokrwisty,
w
łasną miłością zachwycony,
bra
łeś ze stajni,
nad ruczajem,
dzikie dziewice za swe
żony.
Twoje b
ękarty w poniżeniu
nie zna
ły upojnych,
kwiatem strojnych,
nabrzmia
łych latem
łąk zielonych.
W morderczej pracy, za sen ko
łaczy
p
ługiem jak strugiem orały ziemię,
a ty nozdrzami rozd
ętymi
wdycha
łeś jej upojny smak
i z pól ci
ężarnych, kopytami,
p
ąk wyrywałeś pękający
chabra, co si
ę narodził w nocy.
Z pyskiem pijanej piany pe
łnym
gna
łeś z rozwianą grzywą żądz,
gdzie panny stokrotki, jak królewny
spija
ły rosę w cichą noc.
Szarpi
ąc, deptałeś cudze szczęście,
to Pan ci w zamian da
ł,
nieszcz
ęścia klęskę i z oddali
patrzy, co w tobie si
ę wypali.
Pod ch
łopską chatą pędzel w rękę
jak ból i rozpacz chwytasz w udręce,
i p
ędzisz jedną,
pokr
ętną w burzach,
wichrach i kurzu
drog
ą ludzkości,
co, przemijaniem,
łza za łzą doznaje cierpień i radości.
A kiedy ju
ż, po karze bożej,
niebo si
ę w górze znów otworzy,
wrócisz do Boga siwym koniem.
Pop
ędzisz na podniebne błonia.
mww\l "

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz