pl.wikipedia.org
Już biegłam do ciebie,
kapliczko,
zestarzała
kwiatowym naręczem,
jak łączna powała.
Szczęśliwa,
bez butów, w podartej sukience,
dziękować za wszystko
za życie, za szczęście,
za deszcz, błękitne niebo,
za
przedwczorajszą ,
skórkę od chleba.
Byłam tak blisko,
na serca mgnienie.
W koniczynowej ciszy,
ktoś rzucił kamieniem.
Spod podków,
bryzgami,
chabry zbłękitniałe,
wzbijaniem w górę
na ziemię spadały.
Dziurawą sukienkę
kurz drogi przybrudzil,
wiatr jej zrywaniem
niezbyt się natrudził.
Odarta ze złudzeń,
powoli,
ze wstydem,
próbuję,
zasłonić,
wymazać z pamieci,
zaśmiechy pogardy,
kolistym zaklęciem,
Wirując na wietrze,
dziurami okryta,
pustych dmuchawców
ratunkiem się chwytam.
Nie warto bylo zawierzeniem,
chabrem zakwitać na kamieniu.
mww
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz