MŁYN w BIEŃCZYCACH
fot. Witold Krawczyk
Bieńczyce sierpniowe,
na plony gotowe
o świcie oknami mrugały.
Na stołach drewnianych
mleka świeże dzbany.
Zapach sera do samej powały.
Jeszcze się ranek nie obudził,
kogut do śpiewu trenuje głos.
Jeszcze pszenica rozespana,
kłosy podnosi w diamencie ros.
Oni już idą,
żeńcy,
o świcie,
dzwoniąc makami,
po nowe życie.
Rozespane dziewczyny,
przytulaniem
bez winy,
niosą wodę na słońce,
miłością gorące,
co pożarem rozparzy twarz.
Stary młyn podnosi głowęna korowód kolorowy,
po nocnej pracy, mieleniu kołaczy,
zmęczeniem szcześliwym,
wstaje nowy dzień.
W rokitnicach,
czarownice,
po nocnym weselu,
każą diabłom
cicho siedzieć,
w wierzbowej pościeli.
Dłubnia młynówkę wspiera wodami,
by runać na zęby drewnianych kół,
aby zagrały łopatami,
gdy ziarno złociste przyniosą z pól.
W rozwichrzonych włosach,
dzwonią srebrne kosy,
sierpy rozedrganiem,
kładą podbieranie
do dziewczęcych rąk.
Snopy chabrami przystrojone,
równym stawaniem splatają ramiona,
żniwiarze zmęczeniem,
siadają na ziemi,
uśmiechem całując los.
Stary komin na młynie
rozpocznie śpiewanie,
gdy kołom zębatym siły nie stanie,
W historycznym spektaklu,
będzie dudnił do taktu,
jak wawelski Zygmunta dzwon.
Postawili inny komin,
ze stali,
ze złomu,
stary młyn kirem przykryli.
Bladym świtem,
maszyn zgrzytem,
ziemię kłosem ciężarną,
innym sierpem i młotem niszczyli.
Tylko Dłubnia ta sama,
niepokonana,
śpiewem słowiczym rozbrzmiewa znów.
Pamięcią drzew,
kaczeńców wzrokiem,
na tafli maluje obrazy snów.
mww
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz