BAL w BIEŃCZYCACH
fot. Witold Krawczyk
Nad Dlubnią wielkie poruszenie,
Za bramą kwadratem wykuwaną,
co stoi na straży ukrytej szcześliwości,
wieczorem, gdy gwiazdy granatem zawładną,
przyjęcie wielkie dla gości.
Bal sie szykuje w Dłubniowym poszumie,
Orkiestra już miejsca zajmuje na drzewie,
Pan Słowik gardło trenuje przed śpiewem.
Kruk basista, z purpurą na głowie,
z kunsztem wybiera miejsce honorowe,
za nim Sroki-gitarzystki,
podrzucają wszystko, wszystkim.
Wróble-Mazurki, z Wronami do spólki,
smyczki smarują kalafonią.
Pan Skowronek,
na piórka szare ,
naklada mundur wielkiej symfonii..
Księżyc gwiazdy rozsypał w nieboskłonie,
pył ostatni,
na płatki,
rozpylają piwonie.
Róża nóżką dygnięcie trenuje przed lustrem,
służkami-trawami dyryguje Kapusta.
Czas zaczynać.
Od drzew koron buchnęło mazurem,
szeleszczą liście w zielonym tłumie.
Nad nimi kolory,
przeksztalty i wzory,
zawrotem głowy czarują.
Słonecznik do Tui pod drzewem sie tuli,
Mieczyki, dla niepoznaki,
założyły białe fraki,
niewiniątek udawaniem,
obściskują blade panie.
Amaranty zaczerwienione,
liliowe Hortensje biorą w ramiona,
Bratki aksamitne przed Lawendą kwitna.
Wszyscy krąża wielkim drganiem,
aby zdążyć przed skonaniem.
W zmrużeniu znużeniem,
ktoś wlecze się cieniem,
historią kolysząc
przerywa ciszę.
Rejtan pod brama koszule rozpina.
Ktoś krzyknął;
Dzieciaki! Wybiła godzina,
Jagiełło dwa Miecze z godnością przyjmuje,
Gladiole w przedpolu z odsieczą gotowe,
czekają rozkazu.
Kosy wznoszą głowy.
Ktoś w mrozie styczniowym pada krwawym makiem,
Słonecznik przez Tuję staje się Robakiem.
Lawenda, półsennym głosem Wernyhory,
zwierciadłem odbija upadłe wieczory.
Amarant się snuje w kapocie podartej,
klepsydry rozwiesza,
półserio, pół żartem.
Nekrologowym obwieszczeniem
chce poruszyć zmruszałe sumienia.
Za bramą tlum gapiów w czerwonej obroży,
SLD, POwcy,
jak owce się mnoży,
z sierpami, młotami za pazuchą,
baranim słuchem, w czerwonych kapturach,
słuchają jak Słowik śpiewa Mazura.
Kruk w tak basu krzyczy:
Tłumie niewolniczy,
w poczekalni, koło lustra,
moskiewskie całujcie usta.
A my, balami ponad bale,
rozdziobiemy wasze szale.
Lustrzanym odbiciem,
wrócimy do życia,
co było zmarnowane.
mww
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz