BURZA
Tylko jedno spojrzenie,
w skrawek nieba z promieniem,
bo już w grzywie,
poszumem,
duch się wadzi z rozumem.
Czy to było, czy nie,
czy to dobre, czy złe,
tak się ścigać,
z błyskawic piorunem.
Chmur się wali powała,
już pęcina nabrzmiała,
już kopyta iskrami ciskają.
Jeszcze zemsta złudzeniem
w garść pochwyci kamienie,
i zawyje victorii pochwałę.
Kto będzie szybszy w galopowaniu,
o kleskę,
zwycięstwo,
o durny błąd.
Kogo oszuka,
kogo omami,
laur wciśnięty na skroń?
Spod kopyt
buchnęło
strumieniem ciężarnym,
ognistym jęzorem
zagrzmiało spod chmur,
drży ziemia,
skrzy niebo,
w rozdarciu cmentarnym,
nad szczytem
szaleje
zmarznięty grom.
Już wali,
już syczy,
jak żmija ognista,
ktoś płacze w oddali,
bez szlochu,
bez łez.
Kamienie,
jak kule
w sczerniałych urwiskach,
w ruletkę
zagrają
o ludzki los.
W szarej dali piorun wali.
Rozpadaniem,
w łachmanach,
jak miłość niechciana,
zapala ogniska.
Nadzieją w nie ciska .
Spod kopyt,
spiętrzeniem,
kłus ciężkim ramieniem,
wyrzuca szczęście w rozkładach.
Własnym szałem,
w przerażeniu,
piorun spalił się płomieniem,
koński galop umieraniem,
na pokory padł kolana.
Jeszcze wicher zawył szaleństwem,
jeszcze liść pożegnaniem opadał.
Już ucichło.
Daleko,
jeszcze niesie się echo,
oszalałej,
podniebnej maskarady.
W spopielałym pożarze,
smutne snują się twarze,
i bez skargi,
bez żalu,
w beznadziei oddają,
jedna łzę,
jak jedną kroplę deszczu,
mww
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz