KAPLICZKA
Już chcialam ci chabry rozrzucić w podzięce,pęk cały,
zbierany zaraniem.
Już chciałam rozdzwonić
pachnące powoje,
już chciałam otworzyć
zmruszałe podwoje,
ktoś nadzieję na progu postawił.
Pełnym dzbanem brzemienna
w ostatnim czarowaniu,
powiedziała ,
niewierna,
że już ze mną zostanie.
Uwierzyłam,
jak zawsze,
bezrozumnym zachwytem,
nadziei w cudzym płaszczu,
co przyszła mnie witać.
Poznawaniem łez szczęścia,
zanurzona w pieszczotach
usłyszałam pogardę
jak zaczęła rechotać.
W półwargi pocałunek
przelękniony zbudzeniem,
mroznym soplem zawisł na ustach.
Pokurczona chłodem,
przemoknięta błotem,
miłość w locie,
w pól drogi,
na moczarach, rozłogach
jak dziurawa kapota zawisła.
Łzy zabieram kapliczko,
chabry tobie zostawiam.
Rozrzuceniem po łące,
niech zakwitną gorące,
innym zaufaniem.
Ja, rzucona na kolana,
nigdy, nigdzie nie kochana,
usiądę gdzieś pod płotem.
zawierzenia głupota.
mww
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz