Chata w Grębałowie
fot. Witold Krawczyk
Gospodarskie malwy wiecznym snem zasnęły
Płot na trumny poszedł,
dla krzaków porzeczek,
W Grębałowie, stara chata, zawiesiła u powały,
wspomnieniowy, krakowski trzewiczek.
Czerwonością sznurowany,
krakowiakiem malowany,
czeka na duchów godzinę.
Jak zagrają mazura,
w mgle historii, w podchmurach,
idzie tłum teatru ciekawy.
O pólnocy, dokoła,
pachną kwiaty,
pachną zioła,
a przed domem rżą konie,
stoją bryki spienione,
ruszy orszak pod bramy kościoła.
Zatrzepocze w rozterce,
ni to rozum,
ni serce,
lęk błękitny,
na życie, na śmierć.
Lilie w grzywy wplątane,
będzie żur na śniadanie
po przysiędze w kościele,
tangiem ruszy wesele,
w Wielkanocną, szczęśliwą noc.
Księżyc, zegar srebrzysty,
o kołysce już myśli,
czas odmierza składając ręce.
Żyto, jęczmien, pszenica
kmiece oko zachwyca.
Idą żniwa upalne
kłos poddając na ścięcie,
z panną młodą,
miłością cieżarną.
Przeszła jesień złocista,
zbrązowiały jawory,
i gałazki wierzbowe,
w żółcio-zieleń strojone,
poszły marszem,
na roczne nieszpory.
Już ostatnia godzina, zaraz dzień się zaczyna,
a po grudzie wiatr hula,
śniegiem sypie po górach,
koledą się swiat rozweselił.
Choinka przed domem, światłami mieniona,
śpiewa chrzciny w śnieżną niedzielę.
Mróz zaśmiechem żarliwym,
srebrne liście maluje,
na okiennych szybach szczęśliwych.
Księżycowy czasomierz
zaniedbanym spojrzeniem,
spojrzał w gwiazdy.
To czas pożegnania.
Słyszę świtów odglosy,
blask się snuje po rosie,
inny widok chałupę przysłania.
Promień slońca gorącem.
w drzew koronach blyszczących,
pierwszym krokiem na ziemi sie słania.
Maki w chabrach budzeniem
pokrzykują czerwienią,
minie dzień, przyjdą gwiazdy,
księżyc stanie na straży,
chata innym ożyje wspomnieniem.
mww